niedziela, 22 marca 2015

Rozdział 3
Dalsze rządy Warima

     Weletina, westchnąłem z zadowolenia. Kolejna ładna sumka pieniędzy wpadła do mojego skarbca. Mnie to radowało, a moich poddanych powinno satysfakcjonować. Przecież działają na rzecz państwa. Podwojenie podatków to nie taki zły pomysł, gdybym wpadł na to wcześniej… No, ale wcześniej nie byłem sobą. Złośliwy uśmieszek przyozdobił mą twarz na samą myśl od wyswobodzenia się od tej starej wiedźmy... Handel ludźmi to też dobry pomysł, w końcu szykuje kraj na małe zmiany. Szczególnie dotyczące wiary… Nie mogę się zgodzić na jedno małżeństwo, wiele to już co innego. Większe prawa dla mężczyzn, a dla kobiet mniejsze, zależy jeszcze jakich.
   Szkolone wojskao niewolników? Brzmi nieźle od dziecka im się wpoi wierność panom i będzie to dobrze funkcjonowało, inne kraje posiadają swoje niewolnicze armie, czy musze być gorszy? I na pewno będzie lepsza niż ta stara. Mniej kosztowna. Jeszcze została mi jedna sprawa do przewertowania. A konkretnie ostatni świadek całego zajścia w Sali. Ostatni szlachcic, na jego miejsce mianuje się jakiś chłopów, a oni będą na tyle głupi, aby bronić mej osoby.  Może płatny zabójca? 
- Pnie Gildia Czarnej Lilii przyjęła pańskie warunki.- No tak pamiętam: legalna kradzież, ale dla mnie pięćdziesiąt procent zysku. Dozwolone eksperymentowanie na ludziach, także należy do dozwolonych. Świat staje się piękny…
- Dobrze. Przyprowadź mego najstarszego syna!- ryknąłem zbulwersowany. Kopnąłem jednego ze sług w pobliżu mnie. – Ciekawe ile mi zajmie mianowanie cię na niewolnika? – wysyczałem kucając przy nim. Wystraszony zaczął błagać mnie o łaskę. Dobrze będę litościwy.
- Panowie zróbcie z niego robaczka. – mruknąłem do jednego ze strażników. Obydwaj spojrzeli na siebie z drwiącymi uśmieszkami. I wyprowadzili byłego pomywacza z Sali Tronowej.
Z niecierpliwością czekałem na przybycie mego najstarszego syna. Chłopcem już nie był, mogłem go potraktować już jak mężczyznę! Po chwili wielkie podwójne drzwi się otworzyły i stanęła w nich oczekiwana przeze mnie osoba. Młodzieniec przypominał mi bardziej moją byłą żonę, wielkie piwne oczy i lśniące brązowe włosy uplecione w długi warkocz. Wyglądał jak wojownik ze wschodu… Nie dostrzegałem jednak w jego oczach błysku, którego tak nadaremnie przez kilka lat próbowałem w nim obudzić. Chłopak zawsze patrzył pogodnie na świat. Gówniany wrażliwiec!
- Ojcze jak mogłeś ?! Kochała cię !!! – wykrzyczał zbliżając się do mnie. Jego wzrok przepełniony był rozpaczą.
~ Teraz zaproponuj mu to, a jeśli się nie zgodzi… pozwól mu cierpieć! ~ Głos białowłosej rozbrzmiał w mojej głowie.
- Jesteś silny i młody, przydałby…
- Nie. – Spojrzałem na niego ze złośliwym uśmieszkiem. Pierwszy raz mi odmówił. – Dlaczego to zrobiłeś?- wysyczał przez zaciśnięte zęby.
- Ich łby zawisły na palach! Twój także znajdzie tam miejsce jeśli się przede mną nie ukorzysz.- prychnąłem i usiadłem na drewnianym tronie.
- Gdzie jest Rel? – Sięgnąłem bez słowa worek leżący nieopodal i rzuciłem mu go pod nogi. Syn spojrzał n a mnie i schylił się po niego. Gdy drżącymi rękoma otwierał go zamarł trzymając w dłoni pukiel włosów. Wyciągnął całość…
- To było jeszcze dziecko. – wskazał na głowę pięcioletniego chłopca, malował się na niej strach. Odłożył szczątki zwłok na ziemię. Zmierzył mnie nienawistnym spojrzeniem… Tak, nie myślałem, że doczekam się tej pięknej chwili. – Co się z tobą stało?
- Przejrzałem na oczy. Słaby i dobry król umarł. Nie mogłem dalej tak żyć, czas zmienić soje życie. Czas się rozwijać. Miłość i braterstwo… durne słowa słabego Boga! Mararg  daje mi siłę. Czas przyjąć nowe bóstwo. Czas się zmienić. – po tych słowach wstałem i wyszedłem do swych prywatnych komnat.

***

-Panie, to znaczy… Ravenie król będzie się żenił. Nasza białowłosa "przyjaciółka" zaczeła działać – oznajmiłem. – Król ściął głowę swojemu najmłodszemu synowi, zaś starszy uciekł i ponoć zmierza do nas. – kontynuowałem.
- Dobrze kombinuje, jego zmiany przychodzą zbyt szybko. Zaufanie i wierność zamienia na strach i grozę. Wieśniacy boją się zbuntować. Lada moment może nas zaatakować. – powiedział bez skazy wrogości na twarzy, a potem zamilkł by poddać się rozważaniom. – Jak książę Weletiny przybędzie, a na pewno tak się stanie musimy z nim odbyć poważną rozmowę. Wyślij Gerwisa po tego chłopaka, przyda nam się żywy. Przysięgałem ochronę rodziny królewskiej, każdego sprzymierzonego mi kraju. Ruszaj przyjacielu!- wydał mi prosty i jasny rozkaz. Muszę jakoś wtopić się w towarzystwo mego wroga, aby na bieżąco wiedzieć co się dzieje i jakie plany ma wobec nas Warim.
Ale wpierw musiałem się przygotować. Udałem się do swojej komnaty. Gdy stanąłem w progu mym oczom ukazało się niebieskie światło. Co oznaczało, że mój kostur zyskał nowe zdolności. Pracowałem nad nim całą noc z powodzeniem. Spojrzałem na kominek. Wisiał nad nim wielki obraz Zarijii, wielkiej wysłanniczki Boga. Hymm… to ona rozgłosiła nową wiarę… Sługa Jedynego. Nie wierzyłem za bardzo w te słowa. Istniał dla mnie ktoś tam, ale raczej nie ingerował w moje życie. Westchnąłem, nawet nie wiem co robi tu ten obraz, ale niech już zostanie. powiadali, że zostałem widzącym, bo Pan tak chciał, ale... przecież nie ma to żadnych dowodów. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz