Rozdział 3
Dalsze rządy Warima
Weletina, westchnąłem z zadowolenia.
Kolejna ładna sumka pieniędzy wpadła do mojego skarbca. Mnie to radowało, a
moich poddanych powinno satysfakcjonować. Przecież działają na rzecz państwa.
Podwojenie podatków to nie taki zły pomysł, gdybym wpadł na to wcześniej… No,
ale wcześniej nie byłem sobą. Złośliwy uśmieszek przyozdobił mą twarz na samą
myśl od wyswobodzenia się od tej starej wiedźmy... Handel ludźmi to też dobry
pomysł, w końcu szykuje kraj na małe zmiany. Szczególnie dotyczące wiary… Nie
mogę się zgodzić na jedno małżeństwo, wiele to już co innego. Większe prawa dla mężczyzn, a dla kobiet mniejsze, zależy jeszcze jakich.
Szkolone wojskao niewolników? Brzmi nieźle od
dziecka im się wpoi wierność panom i będzie to dobrze funkcjonowało, inne kraje
posiadają swoje niewolnicze armie, czy musze być gorszy? I na pewno będzie
lepsza niż ta stara. Mniej kosztowna. Jeszcze została mi jedna sprawa do
przewertowania. A konkretnie ostatni świadek całego zajścia w Sali. Ostatni
szlachcic, na jego miejsce mianuje się jakiś chłopów, a oni będą na tyle głupi,
aby bronić mej osoby. Może płatny
zabójca?
- Pnie
Gildia Czarnej Lilii przyjęła pańskie warunki.- No tak pamiętam: legalna
kradzież, ale dla mnie pięćdziesiąt procent zysku. Dozwolone eksperymentowanie
na ludziach, także należy do dozwolonych. Świat staje się piękny…
- Dobrze.
Przyprowadź mego najstarszego syna!- ryknąłem zbulwersowany. Kopnąłem jednego
ze sług w pobliżu mnie. – Ciekawe ile mi zajmie mianowanie cię na niewolnika? –
wysyczałem kucając przy nim. Wystraszony zaczął błagać mnie o łaskę. Dobrze
będę litościwy.
- Panowie
zróbcie z niego robaczka. – mruknąłem do jednego ze strażników. Obydwaj
spojrzeli na siebie z drwiącymi uśmieszkami. I wyprowadzili byłego pomywacza z
Sali Tronowej.
Z
niecierpliwością czekałem na przybycie mego najstarszego syna. Chłopcem już nie
był, mogłem go potraktować już jak mężczyznę! Po chwili wielkie podwójne drzwi
się otworzyły i stanęła w nich oczekiwana przeze mnie osoba. Młodzieniec
przypominał mi bardziej moją byłą żonę, wielkie piwne oczy i lśniące brązowe
włosy uplecione w długi warkocz. Wyglądał jak wojownik ze wschodu… Nie
dostrzegałem jednak w jego oczach błysku, którego tak nadaremnie przez kilka
lat próbowałem w nim obudzić. Chłopak zawsze patrzył pogodnie na
świat. Gówniany wrażliwiec!
- Ojcze jak
mogłeś ?! Kochała cię !!! – wykrzyczał zbliżając się do mnie. Jego wzrok
przepełniony był rozpaczą.
~ Teraz
zaproponuj mu to, a jeśli się nie zgodzi… pozwól mu cierpieć! ~ Głos
białowłosej rozbrzmiał w mojej głowie.
- Jesteś
silny i młody, przydałby…
- Nie. –
Spojrzałem na niego ze złośliwym uśmieszkiem. Pierwszy raz mi odmówił. –
Dlaczego to zrobiłeś?- wysyczał przez zaciśnięte zęby.
- Ich łby
zawisły na palach! Twój także znajdzie tam miejsce jeśli się przede mną nie
ukorzysz.- prychnąłem i usiadłem na drewnianym tronie.
- Gdzie jest
Rel? – Sięgnąłem bez słowa worek leżący nieopodal i rzuciłem mu go pod nogi.
Syn spojrzał n a mnie i schylił się po niego. Gdy drżącymi rękoma otwierał go
zamarł trzymając w dłoni pukiel włosów. Wyciągnął całość…
- To było
jeszcze dziecko. – wskazał na głowę pięcioletniego chłopca, malował się na niej
strach. Odłożył szczątki zwłok na ziemię. Zmierzył mnie nienawistnym
spojrzeniem… Tak, nie myślałem, że doczekam się tej pięknej chwili. – Co się z
tobą stało?
-
Przejrzałem na oczy. Słaby i dobry król umarł. Nie mogłem dalej tak żyć, czas
zmienić soje życie. Czas się rozwijać. Miłość i braterstwo… durne słowa słabego
Boga! Mararg daje mi siłę. Czas przyjąć
nowe bóstwo. Czas się zmienić. – po tych słowach wstałem i wyszedłem do swych
prywatnych komnat.
***
-Panie, to
znaczy… Ravenie król będzie się żenił. Nasza białowłosa "przyjaciółka" zaczeła działać – oznajmiłem. – Król ściął głowę swojemu najmłodszemu
synowi, zaś starszy uciekł i ponoć zmierza do nas. – kontynuowałem.
- Dobrze
kombinuje, jego zmiany przychodzą zbyt szybko. Zaufanie i wierność
zamienia na strach i grozę. Wieśniacy boją się zbuntować. Lada moment może nas
zaatakować. – powiedział bez skazy wrogości na twarzy, a potem zamilkł by
poddać się rozważaniom. – Jak książę Weletiny przybędzie, a na pewno tak się
stanie musimy z nim odbyć poważną rozmowę. Wyślij Gerwisa po tego chłopaka,
przyda nam się żywy. Przysięgałem ochronę rodziny królewskiej, każdego
sprzymierzonego mi kraju. Ruszaj przyjacielu!- wydał mi prosty i jasny rozkaz.
Muszę jakoś wtopić się w towarzystwo mego wroga, aby na bieżąco wiedzieć co się
dzieje i jakie plany ma wobec nas Warim.
Ale wpierw musiałem się przygotować. Udałem
się do swojej komnaty. Gdy stanąłem w progu mym oczom ukazało się niebieskie
światło. Co oznaczało, że mój kostur zyskał nowe zdolności. Pracowałem nad nim
całą noc z powodzeniem. Spojrzałem na kominek. Wisiał nad nim wielki obraz
Zarijii, wielkiej wysłanniczki Boga. Hymm… to ona rozgłosiła nową wiarę… Sługa
Jedynego. Nie wierzyłem za bardzo w te słowa. Istniał dla mnie ktoś tam, ale
raczej nie ingerował w moje życie. Westchnąłem, nawet nie wiem co robi tu ten
obraz, ale niech już zostanie. powiadali, że zostałem widzącym, bo Pan tak chciał, ale... przecież nie ma to żadnych dowodów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz