Krwawe łzy
spływały obficie po białym policzku. Twarz ubrudzona czerwoną cieczą posiadała wyraźne rysy, zaś
wychudłe policzki nadawały jej trupi wygląd. Drobne pobladłe usta otwierały się
i zamykały, wydobywając raz po raz
wysokie dźwięki, nawet jej ton głosu brzmiał jak głos ducha... Jedynym, co
wydawało się żywe, były oczy. Wielkie zielone oczy… Długie
i grube włosy spływały kaskadą na kościste ciało. Miały one kolor
najczystszej czerni, prawdziwej CZERNI. Biała i obcisła suknia na cienkich
ramiączkach niedokładnie zakrywała kostki należące do ciała dziewczyny, wyglądało
jak szkielet bez kobiecych krągłości. Mogłaby ona uchodzić za najpiękniejszą, gdyby
nie jej obecny wygląd…
Chór kobiecych głosów przerwał na
chwilę śpiewanie, po czym znowu zaczął skrzeczeć. Zerwałem się z tronu i rozejrzałem
dookoła. Zimne kolory pałacu, kamienne podłogi i wielkie wąskie okna, wywoływały
uśmiech na mojej twarzy.
- Dość tego
marnowania mego czasu! - wrzasnąłem, wywołując strach wśród ludzi zebranych w
sali.-Straże, wyrzucić ich! - Twarz dyrygent chóru była naznaczona trwogą.
Dziewczęta szybko zeszły z podwyższenia i zmusiły swojego nauczyciela do
opuszczenia zamku. Po krótkiej chwili wielkie wrota zatrzasnęły się i zostałem
tylko ja i mój doradca. Opadłem na tron.
- Panie? Czy
mam przygotować nowych niewolników, do… - machnąłem przyzwalająco ręką. Doskonale
wiedział ,czego chcę- krwi i krzyków torturowanych.
***
Zszedłem po kamiennych schodach do
podziemnych pomieszczeń zamku. Cuchnęło tu zgniłą krwią i ludzkim potem. Przede
mną stała garstka niewolników. Podwinąłem rękawy i zacząłem się przyglądać czemuś ,co kiedyś było ludźmi. Gdy
podchodziłem kolejno do każdego z niewolników, bacznie badając ich twarze, mogłem
powiedzieć tylko jedno- nadają się do…
„niczego”. Odpychające , poranione twarze kobiet i mężczyzn przyprawiały mnie o
mdłości.
- Panie. - dał się słyszeć cichy szept kobiecego głosu.
Na końcu szeregu niewolników stała młoda kobieta, wyglądała na zaledwie
dwadzieścia lat. Miała jasną cerę i wydatne kości policzkowe oraz pełne, różane
usta. Szare oczy świeciły się niewinnie w jej młodej twarzy. Jasne, prawie
białe włosy kręciły się we wszystkie strony. - Uwolnij ich, zaś ze mną zrób, co chcesz.- powiedziała
tym razem głośno i donośnie. Podszedłem do niej.
- Uwolnić
ich! - warknąłem ze złośliwym grymasem na
twarzy. Ona zaś spojrzała na mnie niewinnie i posłała mi uśmiech. - Dobrze,
skoro jesteś taka łaskawa, będę wspaniałomyślny i oszczędzę ciebie, a ich… - pokazałem na niewolników. - Zabiję! -
Warknąłem i zaskoczoną dziewczynę złapałem za ramię. Próbowała mi się wyrwać,
krzycząc, bym ich puścił, a ją pozbawił
życia… Byłem nieugięty, wyrwałem ją siłą z podziemi i popchnąłem w kierunku strażnika,
stojącego tuż u wejścia.
-
Przygotujcie ją do rozmowy ze mną. Niech jakoś wygląda… - wskazałem na jej łachmany. - I przyprowadźcie
ją do moich komnat.- wysyczałem,
a obrzydliwy uśmiech pojawił się na mojej
twarzy.
***
Upiłem łyk z srebrnego kielicha i
postawiłem go na stoliku. Dziewczyna siedziała prze de mną i wpatrywała się w krajobraz za oknem. Co było takiego
wspaniałego w lasach? To przecież niebezpieczne tereny dla takich jak ona… - Jak cię zwą? - zadałem w końcu pytanie. Ona
milczała, poczekałem trochę i ponowiłem pytanie ,tym razem z irytacją w głosie,
nie należałem do ludzi cierpliwych. Dziewczyna zwróciła swój wzrok na mnie i
posłała mi promienny uśmiech.
- A ciebie?
– zapytała, a uśmiech nadal nie znikał jej z twarzy. Co ją tak bawiło? I co to
za gra!?
- Jak się
nazywasz! - warknąłem. Ręce zacisnąłem w pięści.
- Zwą mnie
wiatrem, bo jestem tak samo tajemnicza jak on. Nikt nie potrafi powiedzieć, skąd
pochodzi i dokąd zmierza. - roześmiała się. Ja zaś natychmiast podszedłem do
niej i złapałem za szyję, zmuszając ją do wstania. Mój uścisk wzmocniłem do
tego stopnia, że prawie zaczęła się dusić.
- Gadaj! Jak
cię zwą! - krzyknąłem ze złością. Ona zaś patrzyła się na mnie wystraszonymi oczami
i próbowała coś powiedzieć, ale usłyszałem tylko charkot. Puściłem ją, ona zaś opadła
na kolana i przez chwilę łapała powietrze.
- Esalia, a
ciebie, Panie? - zapytała się i powoli zaczęła się podnosić. Spokój w jej
głosie złagodził mój temperament. Czułem, jak cały gniew się ulatnia. Ona miała
coś w sobie, coś dziwnego. Wydawała się moim przeciwieństwem.
- Nie mam
imienia. - mruknąłem. - Moi rodzice zmarli tuż przed nadaniem mi imienia, a jak
wiesz, zgodnie z obyczajem nadaje się je siedmiolatkom.- dokończyłem. Co ja
robię!? Przecież właśnie się otworzyłeś!
Opowiedziałeś jej o sobie. Usiadłem naprzeciwko niej i upiłem spory łyk wina z
kielicha.
- Pozwól,
Panie, że nadam ci imię. - powiedziała, a ja tylko skinąłem ręką na znak, że
się zgadzam. Przeszyła mnie wzrokiem,
miałem wrażenie, że widzi teraz moje wnętrze.- Ozyliss, to imię do ciebie
pasuje. Jest tak samo skryte jak ty…
***
Upłynęło wiele dni, a Esalia coraz
bardziej otwierała mnie na świat. Coraz bardziej mnie zmieniała. Czułem się
inaczej, zło i gniew zniknęły, a na ich miejscu pojawiły się spokój i
zrozumienie. Czułem, że świat dokoła mnie nie jest niebezpieczny i
brzydki. Nauczyła mnie patrzeć na niego
inaczej. Dostrzegałem to ,czego nigdy w życiu nie widziałem, piękno… Moje mury
budowane przez nienawiść i złość nagle runęły… Moje dawne przekonania, że
dyscyplina i surowość dla moich poddanych są najlepszą rzeczą ,jaka mogła ich
spotkać, że poprzez ich strach wybuduję najsilniejsze państwo z państw.
To wszystko zniknęło…
Chyba w każdej baśni, jaką znam ,nastają czasy zła. Przechadzałem
się po ogrodzie z Esalią. Często
nazywała mnie swoim przyjacielem lub uczniem. Byłem ciekawy, jak postrzega
świat, chciałem być taki, jak ona. Spędzałem z nią wiele czasu i dużo mnie
nauczyła. Chciałem, aby tak było zawsze, a ona wtedy mówiła: „Nic nie trwa
wiecznie, po jakimś czasie pojawiają się trudności i nie zawsze dajemy sobie z
nimi radę. To powoduje zburzenie naszego wcześniejszego świata…”. Nie
rozumiałem tych słów.
Pewnego dnia, podczas jednego ze spacerów, Esalia zapytała mnie
,co myślę o Elakonach.
- Elakony?
Co o nich sądzę…- głośno się zastanowiłem.- Nie wiem, ale nie jestem za tym,
aby były wolne i miały jakiekolwiek prawa. Są zdrajcami!- wykrzyczałem ostatnie
słowa. Nie! Nie chcę, aby te szumowiny znajdowały się w moim kraju, nawet jako
niewolnicy! Przyrzekłem zabić każdego Elakona, który zjawi się na mojej ziemi!
To przez nich byłem sierotą!
- Jakimi
zdrajcami? Co ci zrobiły? - Zapytała się cichutko Esalia, jej twarz pobladła, a
oczy się powiększyły do granic możliwości. Stanęliśmy przy wielkim drzewie,
przez chwilę milczałem, ale potem rzekłem:
- Zabili mi
rodziców, ale nie zamierzam się cofać do tamtych czasów…
Noc, czarna noc. Wszystko było tak
wyraźne!
Drzwi do komnaty
moich rodziców. Otworzyłem je, przy oknie stała czarna postać. Zwróciła na mnie
uwagę , a potem zniknęła w poruszających się od wiatru zasłonach.
Do dziś nie wyjaśniono, kto to był, ale zostały ślady. Elakoński miecz, broń ,którą
tylko oni potrafili władać. Podszedłem do łoża moich rodziców. Wszystko było
tak jak zawsze, ale zakrwawiona pościel i lepkie od czerwonej cieczy włosy
matki świadczyły o tym, że się coś stało.
Jako małe dziecko nie zdawałem sobie sprawy .co się zdarzyło. Dopiero,
gdy złapałem w rączki twarz matki zmasakrowaną od wielu ciosów nożem, podniosłem
wielki krzyk…
- Jestem
Elakonką, zabijesz mnie? - powiedziała spokojnie. Przez chwilę nie zdawałem sobie sprawy, co do mnie
mówi. Nie docierały do mnie jej słowa.
Nic nie rozumiałem, po co w ogóle mówiła takie brednie.
- To ma być
żart? – zapytałem się z niedowierzeniem. Ona spojrzała na mnie i spróbowała się
uśmiechnąć. Nie, powiedz że to żart, że kłamałaś! Bałem się prawdy, ale ona zawsze wyjdzie na
jaw.
-Czy chociaż
raz zażartowałam?- zapytała . Próbowałem sobie przypomnieć, czy chociaż raz …
Nie mogłem, ona nie … Ona nie kłamie. Jest Elakonką, a to oznacza, że pochodzi
z tej rasy! Nie wybaczę!
- Straże,
zabrać ją do sali tortur!- krzyknąłem. Oni
spojrzeli na mnie ze strachem. Podeszli i zabrali „ją”. Esalia popatrzyła
się na mnie ze łzami w oczach. Płakała! I dobrze, sprawię, że nigdy już się nawet nie waży
wspomnieć o tym, kim jest. Zostanie wywieziona do obozu dla niewolników, zbyt
często byłem łaskawy. Czas na powrót prawdziwego mnie! Mój śmiech niósł się po
ogrodzie…
***
Patrzyłem na jej wielkiego rozcięte
i siniec pod okiem. Moi ludzie ,jak zauważyłem z zadowoleniem, zajęli się nią.
Siedziała teraz skulona przy ścianie. Podszedłem do niej podałem jej kielich z
wodą. Nie przyjęła go.
- Weź.
Musisz coś pić.- wysyczałem przez zaciśnięte zęby. Ona tylko na mnie spojrzała
i ponownie utkwiła wzrok w swoje stopy. To ja ci daje pić, a ty tak! Uderzyłem
ją kielichem w twarz, krzyknęła, a potem błyskawicznie schowała głowę między
nogi. Pod wpływem kolejnego impulsu złości wymierzyłem cios w plecy. Tym razem
nie wydała z siebie żadnego dźwięku. Ostra krawędź kielicha przecięła materiał
jej sukni i pozostawił po sobie czerwoną, głęboką szramę. Natychmiast zerwałem
się na nogi i odszedłem od niej. Kielich nagle wyślizgnął mi się z ręki. Czułem
się rozerwany. Jedna moja część chciała ,bym jej pomógł a druga, bym ją
torturował, abym się zemścił za to co zrobiły mi te istoty . Wybrałem tą drugą zachciankę.
Przelałem już wiele krwi, ale ta miała być najpożywniejsza… Chciałem mordu!
Chciałem krzyku niewinnych, cierpiących! Pragnąłem elakońskiej krwi!
Podszedłem do ściany z hakami ,na
których wisiały przeróżne narzędzia tortur. Sięgnąłem po bicz z żelazną kulką
na samym końcu. Zbliżyłem się do mojej ofiary i zamachnąłem się…
-
Nigdy nie popełnię błędu. Zapamiętaj. Ja jestem władcą, Esalio, a oni nigdy się
nie mylą.- powiedziałem. Ona tylko na mnie spojrzała, a potem odwróciła się na
pięcie. Stała do mnie plecami.
-
Jesteś pewien, zbyt pewien siebie. Kiedyś nadejdzie taki dzień, gdy twoje
wspomnienia zaleją cię, a ty powiesz „przepraszam…”
- Przestań!
-
Gniew nie jest rozwiązaniem. Spokój da ci to, czego trzeba, otworzy oczy.-
powiedziała tym swoim tajemniczym tonem. Po czym zakręciła się wokoło, a jej
suknia uniosła się w górę ,tworząc przewspaniały kwiat.
Ponownie ją
uderzyłem, a ona już nie krzyknęła, nie wydała z siebie żadnego dźwięku. Leżała
na ziemi, a jej klatka piersiowa unosiła się co jakiś czas. Zmasakrowana ręka
nie miała już tych smukłych palców. Były
one połamane i wygięte w różne strony.
Zasłużyła na takie traktowanie, była taka ,jak reszta Elakonów. Tak samo
obłudna i zdradziecka jak oni. Miałem dość na dziś tego pomieszczenia,
splunąłem na elakońskie robactwo i zwróciłem się w stronę wyjścia…
***
Wróciłem nazajutrz. leżała tam.
gdzie ją zostawiłem. Zakrwawiona i wychudła. Leżała tu od kilku dni i wyglądała
jak tamta czarnowłosa dziewczyna z krwawymi łzami. Podszedłem do niej.
- No i jak
tam, trzymasz się? Kontynuujmy…- mruknąłem.
- Bez
serca? - kobiecy
głos zalał mój umysł. Dźwięk nie wydobywał się z pomieszczenia, nie mogłem
nawet tego nazwać dźwiękiem. Dotknąłem
Esalii, ale ona… nie żyła. Zabiłem ją… ja ją zabiłem. Coś dziwnego zalało mnie,
jakaś fala uczuć, których nie potrafiłem
nazwać, których nigdy nie czułem.
- Bez
serca! - Znowu ten
sam głos! On był w mojej głowie. To coś,
co mówiło, było we mnie. Uklęknąłem przed ciałem Mojej Przyjaciółki. Jedynej
osoby, która pokazała mi, jak świat jest piękny. Jak pełen jest
niedostrzegalnego dobra. Zbiłem jedyną osobę, która mnie nie potępiała. Tyle
jej krzywdy zrobiłem, a ona do mnie się uśmiechała i nigdy nie podniosła na
mnie głosu. Coś mokrego zaczęło mi spływać po policzku, a ciche popłakiwanie
dało się słyszeć w pomieszczeniu. To ja płakałem, od tylu lat nie uroniłem łzy,
od tylu lat nie czułem smutku tylko nienawiść i złość. Zabiłem kogoś, kto
widział mnie nie za maską, tylko naprawdę. Ten ktoś zdjął mi łańcuchy, które
przykuwały mnie do ziemi i nie pozwalały się od niej oderwać! Ten ktoś pokazał
mi, co to jest życie. To była
przeszkoda, którą musiałem przezwyciężyć, ale nie dałem rady…
Patrzyłam ,jak zniszczony przez gniew
człowiek, nagle odnajduje spokój. Byłam z niego dumna, odzyskał dziecięcą
niewinność. Zrozumiał ,co zrobił i miał poczucie winy. Jeszcze raz zapytałam .
- Bez
serca? – On zaś podniósł wzrok do góry i wyciągnął w moją stronę ręce.
- Nie…