Rozdział
5
Nowa
Siła
-
Nasz drogi przyjaciel Wezen już leci. Księżniczka jak zwykle
ostatnia
stawia się na miejscu. – ryknął czarno-łuski smok. Ostrożnie
złożyłam swoje skrzydła, by zrobić miejsce dla lądującego
Wezena.
-
Po co nas wezwałaś droga siostro? – zapytał się bursztynowy
olbrzym usadawiając się wygodnie na skalnej półce. Jego gadzie
oczy zabłysnęły iskrami ciekawości, a
ton głosu jak zwykle zabrzmiał zbyt oficjalnie i dostojnie. Czarny
smok spojrzał na mnie wyczekująco, czekanie na najmłodszego z nas
już i tak go wystarczająco znużyło.
-
Gdy Widra umarła, nasza więź również zniknęła. Ostatnimi
dniami zaczęłam ją ponownie czuć. -przerwałam
na chwilę-
Wiecie
doskonale co to oznacza.
– Wypuściłam opary dymu ze swych nozdrzy, gdyż już zbyt duża
ilość ciepła w mym ciele zaczęła mi dokuczać. – Myślałam,
że to pomyłka, że to mi się tylko zdaje, ale dziś czuję
ją nad wyraz wyraźnie. Moje
przypuszczenia nie są błędne… Pojawił się nowy wybraniec.
-
Nie mamy czasu zajmować się teraz szukaniem tego nowego
jeźdźca.
Doskonale wiesz co się dzieje z Weletiną. Nie możemy w tej chwili
opuścić naszych panów. – warknął Wezen.
-
Wy
macie swych opiekunów, ale ja nie. To może być dla mnie jedyna
szansa.- podniosłam do góry pysk.
-
Jeżeli Erena nie wyruszy w tej chwili by
odnaleźć nowego wybrańca, może być nie za
ciekawie.
– odezwał się do tej chwili milczący Mard.
Ucieszyłam
się z tego, że przynajmniej on mnie popierał, dla Wezena liczyły
się tylko te jego obowiązki.
W
chwili, gdy jego pan Raven stał się Wielkim Jeźdźcem i objął
piecze nad całym krajem pożarła go jego własna pycha. Nie
okazywał uczuć, prawo i obowiązki stanęły na pierwszym miejscu.
-
NIE!!! – ryknął z taką siłą, ze ziemia lekko zadrżała.
Spuściłam łeb, obydwaj byli ode mnie więksi, obydwaj
silniejsi, cóż u smoków tak było: smoczyca mała i słaba.
Przysunęłam się bliżej do skalnej
ściany. – Nigdzie nie polecisz! – Wezen zaczął zbliżać się
do mnie powoli. Pomimo małej ilości miejsca rozłożyłam skrzydła
i spróbowałam się wzbić w powietrze. W chwili, gdy już mi się
to
udało,
bursztynowy złapał mnie za szyję i przygwoździł do ziemi. Swoimi
kłami przebił delikatne łuski w tym miejscu, czułam ból.
Próbowałam
się jakoś wyrwać. Atakowałam ogonem i starałam się łapami
jakoś go odepchnąć od siebie, ale nadaremno.
~
Puść ~ wyszeptałam w myślach do Wezena. A potem szarpnęłam się
by wzmocnić falę bólu dochodzącą z szyi.
~
Nie
ruszaj się.
~ Usłyszałam głos Marda.
Po chwili poczułam jak bursztynowy mnie puszcza, abym potem mogła
usłyszeć odgłosy walki toczącej się nieopodal mnie. Bez wahania
podniosłam się i z
trudem wzbiłam w powietrze.
Bolało
mnie prawe skrzydło, zbyt mocno, dalsze z niego korzystanie było
niemożliwe. Wylądowałam niezdarnie u podnóża skał omal nie
uderzając w drzewo.
~
Wezen coś zrobił mi ze skrzydłem. ~ Oznajmiłam czarnego smoka.
~
Zmień postać i uciekaj, wytropię cię, moja przyjaciółko. ~
odpowiedział natychmiast.
***
-
Jak to odleciała? – spytałem nie wierząc w słowa mego
przyjaciela. – Jako jej dowódca powinieneś nad nią
zapanować.
Jaki był jej powód „ucieczki”? – oburzony cała sytuacją
zmierzyłem bursztynowego smoka groźnym spojrzeniem.
-
Ona
postanowiła odejść, chciałem ją zatrzymać, ale nie dałem rady.
Mard mi w tym przeszkodził.–
Odpowiedział dość szybko, a głos w pewnym momencie się mu
załamał. Zmarszczyłem
brwi.
-
To
do niej niepodobne...
***
Wtopiony
w tłum przybyłych ludzi do zamku powoli zbliżałem się do Sali
Tronowej. Specjalnie dla tej niezwykłej okazji otworzono bramy
pałacu. Król miał publicznie ogłosić swoje zaręczyny z
przyszłą królową. Powoli przepychałem się przez tłum, aby
znaleźć się jak najbliżej tronu. Bałem się, jeżeli mnie
poznają jestem ukatrupiony. Dowiedzą się, że Raven ma ich stale
pod kontrolą, a być może nawet wszystko się wyda, nasze plany…
Jednak
to mnie on wybrał i to moje zadanie. Musze podołać, muszę tylko
śledzić Yene i władce Weletiny. Bo przyszła królowa to na pewno
ona, morderczyni, ta której nie zapomnę do końca życia.
-
Gdzie się pan pcha!!! – W tej chwili rosła kobieta, „sporych”
rozmiarów pchnęła mnie na tłum. Z niewiarygodnie wielką siłą
wylądowałem na innych…
-
Co pan robi?!- krzyki oburzonego ludu
zaczęły
rozbrzmiewać po całej sali.
-
Ja niechcący… - Chciałem się jakoś wytłumaczyć, ale nie dałem
rady przekrzyczeć zbulwersowanego tłumu. Wszyscy
skupili na mnie swoją uwagę.
-
Winowajcę całej zaistniałej sytuacji proszę sprowadzić do mnie!
– Głos władcy spowodował natychmiastowe uciszenie się
wzburzonego tłumu. Zostałem zaprowadzony przed oblicze króla. Nie
zorientowałem się nawet, a strażnicy stali już przy mnie, mierząc
we mnie swą bronią. – Takich jak ty skracamy o głowę. –
oznajmił władca stojąc obok swej białowłosej ukochanej. Patrzyli
na mnie z pogardą, a ona… Yena, wiedziałem!!! Ta szelma
uśmiechnęła się triumfalnie i uczepiła się ramienia swego
„narzeczonego”. Miałem ochotę uwolnić się za pomocą magii,
jednak nie mogłem sobie na to pozwolić. Yena również była magiem
i mogłoby dojść do niechcianej walki. Nie byłem jeszcze gotowy,
aby się z nią zmierzyć. Czary
obronne, które rzuciła na ten zamek były potężne. Czułem je i
to doskonale.
-
Wiecie co macie zrobić. – powiedział z triumfem król, chyba mnie
nie poznał, chodź
przecież tyle razy widywaliśmy się na różnych bankietach.
-
Skarbie, a mogę go sobie wziąć do laboratorium? – spytała z
nikłym uśmiechem białowłosa
czarownica.
-
Dla ciebie wszystko. – powiedział Warim i porwał ją w swoje
objęcia. Wolałem umrzeć niż trafić do tej wiedźmy. I
w co się wpakowałeś drogi Bernie. Słabo to widzę, abym się
wydostał,
no może, że ta idiotka znowu zostawi mi otwarte okno.
-
No kochaniutki słodkich snów…-Zamroczyło
mnie, po
chwili padłem uderzając głową o kamienną posadzkę...