Rozdział
4
Tajemniczy
sojusznik
Otworzyłam drzwi, progu stała kobieta w mniej więcej w moim
wieku. Jej długie białe włosy lśniły w promieniach słońca wpadających do
chatki przez uchylone drzwi. Czerwone oczy lśniły niepohamowanym życiem na tle bladej skóry. Były one podkreślone węglem, w takich ozdobach gustowały przeważnie bogate panny. Wydawała
mi się dziwnie znajoma. Elakonka
uśmiechnęła się serdecznie.
-
Media.- Już wiedziałam kto to jest, moja dawna przyjaciółka powróciła. Była
cała i zdrowa…
Jak dobrze pamiętam tamten dzień. Yena
przekroczyła próg tego domu, ubrana we wspaniałą długą suknie o bogatym kroju.
Wyciągnęła w mą stronę rękę i odparła, że jeżeli z nią pójdę spełnią się me wszystkie marzenia. Lecz teraz, gdy
przychodzi co do czego nie czuje najmniejszej satysfakcji. Bogactwo i przepych szybko
mi się znużyły, przyjaciółka ma się zmieniała. Nie była już pełna miłości i
dobroci, teraz emanowała pychą i złudną dumą, była podstępna jak wąż. Wszędzie
musiała wprowadzać rozpacz i strach. Pragneła bogactwa… chciała być w
niekończącym się centrum uwagi. Miała wielu kochanków, jak i wrogów.
Bez zgody ojca uciekłam z biedy w jakiej
żyłam. Całe te cztery lata poświęciłam na ciężkiej nauce. Nauka pisania,
czytania i innych przedmiotów szybko została zakończona, abym mogła zacząć
opanowywać sztukę walki. Yena, moja pani… strasznie na to naciskała. Od
niedawna zafascynowała się truciznami, we dwie zaczęłyśmy poznawać tajemnice
trujących substancji, ja i zabójcze właściwości danych roślin. Nie widziałam w
tym najmniejszej przyjemności, gdyż to wszystko było przesiąknięte jakimś złem.
Nie widziałam również uciechy na testowaniu nowych trucizn na ludziach.
- Media?
Słuchasz mnie?- głos Yeny, wyrwał mnie zamyślań. Przeprosiłam za nieuwagę i
powróciłam do przerwanej pracy. Starannie dobierałam składniki do kolejnej
trucizny. Musiałam podać dokładnie wyważyć składnik, tak jak chciała moja pani.
Pamiętam jak na pamięć kazała mi się uczyć każdej rośliny i przepisu na
zabójczy napój jaki można z niej przyrządzić.
-Powinnaś
być mi wdzięczna, że cię przygarnęłam i wyciągnęłam z tej nędzy. Teraz byłabyś
matką czwórki bachorów i gotowała obiadki dla męża pijaka.- warknęła- Jak już
mówiłam na wesele muszę mieć białą
suknię. Jak myślisz jaka powinna być?- spytała.
- Jak
najdroższa. – Yena zadowolona z mojej odpowiedzi zamierzała wyjść z
laboratorium.
- Ty wiesz
co mnie zadowala. Wezwij tamtego krawca, ma dużo pracy. – uśmiechnęła się
triumfalnie i wybiegła z pomieszczenia śmiejąc się donośnie. Wzięłam do ręki
jabłko i przekroiłam je. Ziarna owocu wrzuciłam do kociołka.
- Tak wiem.
– szepnęłam i powróciłam przerwanej pracy. Po policzku spłynęła mi jedna mała,
nic nieznacząca łza…
***
Z niechęcią udałem się do Gerwisa, aby
przekazać mu polecenie wydane przez Ravena. Jeźdźca przesiadywał o tej porze na
altanie. Elakon siedział na trawie wpatrując się w mały strumyczek
przepływający nieopodal niego.
- Rusz tą
dupę, masz zadanie do wykonania!- krzyknąłem. Gerwis otworzył oczy, ich
fioletowy kolor mnie lekko zaskoczył. Nigdy jeszcze takich nie miał. Spojrzał
na mnie i uśmiechnął się szyderczo.
- Moc smoka
na mnie działa. – mruknął i wstał z
wygodnej pozycji. Jego białe włosy upięte były w kitkę, a niesforne długie pasma opadały mu na
twarz. Ten koleś miał swój „urok”, szalony, a jednocześnie poważny. – Więc co
to za zadanko tłuścioszku? – spytał z błyskiem w oku.
- Ej wcale
nie jestem gruby! – Udało mu się mnie wyprowadzić z równowagi.
- Kiedy ty
się nauczysz. Jesteś pulpecikiem, słodkim czekoladowym ciasteczkiem. Okrągłym,
pulchnym…- Przerwałem mu jednym sprawnym zaklęciem, trafiłem go prosto w prawe
ramie, na którym zaczęła się malować długa czerwona linia. Gerwis spojrzał na
cios, przeze mnie zadany.
- Zobaczymy
teraz kochasiu, czy wyszedłeś z formy.- oznajmił wyciągając metalowy kij z
specjalnej oprawy znajdującej się na plecach. Po chwili rozłożył go, a my oczom
ukazała się jego słynna włócznia Neridus. Piękna, broń wykuta w starych
kopalniach miasta Tabito. Zamarłem w bezruchu uważnie przyglądając się każdemu
jego ruchu. Nie czekając już na jego reakcję zacząłem strzelać w niego
pociskami, jednak ten je sprawnie omijał. Był zwinny i szybki, to musiałem z
wielką niechęcia mu przyznać. Może by tak podejść do niego z rozumem? Bez
dalszego zastanawiania się wyczarowałem dym dookoła, wszystko się rozmyło. Nie
widział mnie, teraz kolejny czar pozwalający mi dostrzec go w tym dymie. Nigdzie
jednak go nie widziałem.
- Akuku…-
Poczułem jak do mojej szyi przyciskane jest ostrze dobrze znanej mi włóczni.
Cały dym po chwili znikł…
- Pokonałeś
mnie. – odparłem.
- No
widzisz, co za zadanie mi przydzielił nasz drogi Raven? – spytał odstawiając
broń od mej szyi.
- Masz…
***
Czemu Yena kazała mi zająć się tym czarem,
kompletnie mnie wykańczał. Musiałam, go utrzymywać go całe dnie i noce.
Przecież sama posiadała większą moc. No ale przecież, od czego ma mnie… Westchnęłam
i spojrzałam na fiolkę trzymaną w ręku. Miał dodać mi ponoć siły i energii. Nie
zamierzałam tego pić, te dziwne eliksiry były jak trucizna, magiczne wzmacnianie
się, również nie jest najzdrowsze. Powoli wyniszczały organizm właściciela i sprawiały,
że się od nich uzależniał. Wzdrygnęłam się na samą myśl o spożyciu tego
świństwa. Przynajmniej Yenie się powodziło. Miała się połączyć z królem
Weletiny. Jeszcze go nie poznałam, ale wydawał się być człowiekiem o surowym i
egoistycznym podejściu do życia. Chodź to co robił wydawało mi się chore. Pustki
w mieście były olbrzymie, wszyscy siedzieli
zamknięci w swych domach. Jego syn uciekł,
córka i żona próbowały obalić jego władzę, dlatego połowa szlachty
umarła- została otruta, tylko król przeżył. Weszłam do swojej komnaty,
nareszcie sama… bez natrętnych nauczycieli, służby. Bez Yeny.
***
Spojrzałem
jego gadzie ślepia. Tak, nie był zbyt zadowolony z mojej wypowiedzi.
-
Przepraszam. Masz całkowitą rację przyjacielu, nie powinienem wspominać tamtych
czasów. To co się stało już się nieodstanie. – Opary dymu wydobyły się z
nozdrzy bestii. Smok podniósł łeb, a bursztynowe łuski zalśniły w promieniach
słońca. Byłem z niego dumny, wyrósł na wspaniałego gada, potężnego jak i
mądrego. Nigdy nie potrafiłem tak jak on opanować swoich emocji, ja buchałem
ogniem, gdy byłem zgniewany, a on tylko patrzył swoimi ślepiami przenikliwie i
nic nie mówił.
- Ravenie,
twoja siostra zamierza cię odwiedzić. Jeżeli się zgodzisz. – powiedział smok.
- Nie mam
czasu na gości, szykuje się wojna, musze przygotować nasz kraj do sprawnej
obrony. – mruknąłem.
- Sam
przyznasz, przyda ci się trochę odpoczynku…
- No, nie
wiem. – Bestia wypuściła na mnie kłęby dymu, zatkałem nos.
- Oddech to
ty masz. – oznajmiłem marszcząc brwi i odsunąłem się od zwierzęcia.
- Uważaj
maluszku, bo takich jak ty zjadam na deser. – zażartował i wyleciał z wielkiej
komnaty. Usłyszałem pukanie do drzwi, poszedłem otworzyć. Był to Gerwis…
- Jest tu gdzieś
mój czarny smok? – spytał próbując wepchnąć się do środka.
- Nie. – warknąłem
i starałem się go powstrzymać od wstąpienia do moich włości, wiedziałem, że jak
mu się to uda będę miał przechlapane… pacnąłem go pięścią w ten biały łeb.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz