Nowa czarna zbroja nie należała do
najwygodniejszych, a szczególnie gdy musiałem w
niej paradować od rana do nocy. Poprawiłem skórzane rękawice na dłoniach
i bez wahania wyszedłem z mojej komnaty.
-Już
czekają Panie w Sali Narad. Jeździec Czarnego Smoka, także przybył. – zmierzyłem Berna lodowatym spojrzeniem,
ile razy mu mówiłem, by nie zwracał się do mnie tak formułkowo. „Panie”
ciągle gdzie się nie udałem dobiegało do mnie te słowo. Westchnąłem łapiąc się
za głowę. Jak zwykle wyglądał estetycznie, ale jego niegdyś wysportowana
sylwetka zaczęła powoli zanikać.
-
A biała smoczyca? – zapytałem się, jako jedna z najważniejszych postaci w
naszym państwie musiała się stawić. Zastępowała swoją zmarłą panią.
Przynajmniej dzięki jej chęciom do pomocy nie musieliśmy zaprzątać sobie głowy
szukaniem nowego jeźdźca. Doskonale zastępowała Widrę, zamordowaną
przyjaciółkę… Po jej stracie ciężko było żyć, a żądza zemsty na morderczyni
kusiła do działania.
-
Tak jest, Panie. Biała już dawno przybyła. – odpowiedział ku mojej uciesze.
Razem ruszyliśmy do sali. Przeszliśmy przez korytarz docierając do wielkich
łukowatych drzwi. Były otwarte, miejsce do narad było olbrzymie, jego ściany
były z ciemnego kamienia. Po środku stał wielki stół z szesnastoma krzesłami,
które posiadały kunsztowne zdobienia. W sali były olbrzymie okna, nie miały one
szyb, w zimne dni były zasłaniane przygotowanymi do tego specjalnymi drogimi
materiałami. Dzięki nim bez obaw do pomieszczenia mógł wlecieć smok. Biała leżała
na podłodze przy jednym z nich patrząc ze smutkiem w dal. Dwunastka dowódców,
Wielki Mistrz i jeździec już zajeli swoje miejsca. Usiadłem obok Gerwisa, jeźdźca czarnego
smoka. Elakon posłał mi swój znany uśmiech zbyt wielkiej pewności siebie.
Wkurzający i denerwujący, duży dzieciak miał zaraz dodać komentarz, ale mój
dawny mistrz Fenos spojrzał na niego. Gerwis trzymał dystans, miał szacunek do
niego, ale czasami musiał się podroczyć i nawet z nim. Zawsze kojarzył mi się z
niedorozwiniętym umysłowo Elakonem.
-
Wezwałem was, bo sytuacja jest dość krytyczna. Mój wierny poddany poinformował
mnie, że plotki się potwierdziły. Zebrał kilka dowodów, które znajdują się w
naszych laboratoriach sprawdzanych przez najlepszych alchemików i trucicieli. Z
tego co wiem podano truciznę: rzadką i trudną do wykonania. Bern dowiedział się
także, że szlachta została otruta i teraz walczy z chorobą. Król także się otruł, ale jego trucizna ma tylko go przygwoździć do
łóżka na jakiś czas. Szlachta umrze, władca wstanie i będzie „niewinny” w
oczach poddanych. – skończyłem, chciałem bowiem odpowiedzieć na kilka pytań zebranych.
-
Po co otruł tą całą szlachtę? – zapytał się jeden z dowódców.
-
To proste. Chciał osłabić państwo pozbywając się najsilniejszych, aby mógł
wprowadzić malutkie zmiany. – mruknął Gerwis rozbawiony dość głupim pytaniem.
-
Przecież król Weletiny był dobrym władcą, sprawiedliwym…
-
Tak, ale ktoś jeszcze musi za tym stać.
-
Król oszalał!
-
Jak myślicie do czego się jeszcze posunie?! – Zebrani na Sali zaczeli się
przekrzykiwać.
-
Cisza! – krzyknął Fenos, na słowa Wielkiego Mistrza rada ucichła i ponownie
zapanowało milczenie. – Kontynuuj Ravenie. – Spojrzałem na niego z wdzięcznością.
-
Jak wicie królowa nie żyje, córka władcy
została przez niego zgwałcona, a potem odbyła okrutne tortury. Chciałbym,
abyście uważnie teraz słuchali. Ktoś jeszcze stoi za tymi czynami, sam król
Weletiny spiskuje z KIMŚ. Przypuszczam, że niedługo pojawi się nowa królowa,
dobrze nam znana, ale to nie jest istotne. Ze zmianami przyjdzie wojna.
Przymierze zostanie zerwane, doskonale znacie słowa Mówiącej, przemawiała za pośrednictwem Boga. „Zmiany nadejdą szybko,
Pani ziem północnych wkroczy na ziemie Smoczych, wynik będzie nieznany, siły
nierówne. Tylko od najważniejszych zależy jak potoczy się los. Na którą stronę
przechyli się szala zwycięstwa. „ Moim zdaniem nie ma czasu na
zastanawianie się liczy się każda minuta. Zacznijcie przygotowywać się do wojny,
zwiększyć podatki na wojsko, zacząć rekrutować ludzi, informować sojuszników o
przygotowaniach, przygotować forty i zamki do obrony, ma się w nich znajdować
żywność dzięki, której przetrwacie kilka miesięcy… Już dziś sięgnę do skarbca i
sypnę złotem, ale wy też macie powierzyć kilka monet. Panowie, szykuje się
wojna i to nie byle jaka. Od niej zależy czy nasze państwo będzie istnieć,
nieposłuszni rozkazom zostaną powieszeni. – uśmiechnąłem się upiornie, tak jak
zwykle miałem w zwyczaju, gdy chciałem oznajmić, że każde me słowo zostanie
spełnione.
-
Słyszeliście słodziaki czas skończyć z lenistwem, szykuje się wojna i to nie
byle jaka. Warim, król Weletiny jest dobry w wojskowych sprawach. Mamy godnego
przeciwnika. – krzyknął ze złośliwym uśmieszkiem Gerwis, po czym wstał i uderzył
pięścią o stół. – Ostrzcie miecze, czyście zbroje czeka przed nami praca, panienki! –
ponownie się wydarł, na co zebrani okrzyknęli radośnie i zaczeli śpiewać znaną
wojenną pieśń. Męskie głosy zalały salę odbijając się echem. Spojrzałem na
Gerwisa, a on na mnie i się do siebie uśmiechnęliśmy, on to potrafił zagrzać
ludzi do walki. Wyszedłem z sali…
*
Gdy narada dobiegła końca wybiegłem z sali
i pognałem do Ravena, dopadłem go w połowie korytarza.
-
Co zamierzasz uczynić z Yeną, nie powiedziałeś im kto jest kochanką władcy.
-
Zajmę się nią gdy nadejdzie czas. – spojrzał na mnie, a w jego oczy ponownie
zaczęły stawać się czarne. Wzdrygnąłem się, nigdy nie lubiłem tych magicznych
ślepi. Odkąd został Jeźdźcem często korzystał z darów. Czasami nawet pojawiały
się dwa kły jak u smoków, no oczywiście nie były tak wielkie. Tak jak skóra:
zmieniała się w łuski. Na przykład, gdy ogarniał go gniew lewa ręka pokrywała
się czarną gadzią skórą, a on cały bladł, był jak trup z tymi czarnymi oczami
wydawał się naprawdę mroczny. Wiele razy zadawałem mu pytanie po co to robi, a
on tylko się uśmiechał i nic nie odpowiadał. Momentami ten Elakon nawet dla
mnie był za zbyt tajemniczy.
Skoro nie miałem nic do roboty może udam
się do sali ćwiczeń, złapałem się za fałdy na brzuchu. TAK, ZDECYDOWANIE!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz