Rozdział
7
Losy
nie jednego
Gnała
na złamanie karku przez las. Młoda i żwawa wilczyca z gracją
przeskoczyła przez zawalony pień, który pokrywał mech i powoli
zaczął być wyjadany przez korniki. Biała sierść zwierzęcia
była pokryta błotem i brudem drogi, jaką przebyło. Lecz pomimo
wspaniałego wyglądu Ereana wcale nie była w pełni sił. Szybko
traciła energię, rana na szyi, która niedawno się zasklepiła
spowodowała upływ dużej ilości krwi przez co, biedaczka podupadła
na zdrowiu: szybciej się męczyła. Potrzebowała niezwłocznie
kompana na, którego czekała już dobre trzy dni. Na co Marg czekał?
Przecież doskonale wiedział, że bez jego pomocy osłabiona i
okaleczona może nie przetrwać tej wyprawy.
~
Słyszysz mnie? Jestem padnięta, zatrzymam się u podnóża
wielkiego głazu.~ poinformowała czarnego smoka. Nie wiedząc nawet
czy nawiązała z nim jakikolwiek kontakt. Zmęczona i obolała
zwolniła i z wielkim trudem potruchtała do pobliskiej skały, aby
się tam wygodnie usadowić na chłodnej i wilgotnej ziemi.
~
Jestem niedaleko. Czekaj na mnie. ~ Słysząc to wilczyca zmusiła
się do ostatniego wysiłku, wstała i nastawiła uszy. Wsłuchała
się w las i równie uważnie patrząc, czekała. Nie minęła długa
chwila, a pomiędzy olbrzymimi drzewami zauważyła czarną sylwetkę
mknącą w jej stronę. Wielki wilk zatrzymał się tuż przed nią.
Ona zaś z ulgą ponownie usadowiła się na ziemi.
~Witaj
droga przyjaciółko…
~Dlaczego
się do mnie nie odzywałeś, gdy próbowałam się z tobą
skontaktować? ~ spytała ignorując poprzednią wypowiedź smoka.
~Tropiłem
cię, a przecież to nie łatwa sztuka. Gerwis o wszystkim wie, chce
abyś wiedziała, że masz jego całkowite poparcie. -Marg zdawał
się całkowicie obojętny na ton jakim przed chwilą odezwała się
do niego Ereana.
~
Przepraszam...~ Na chwilę się zamyśliła. ~ To miło, że mi
pomagasz. Mógłbyś znaleźć smoczy korzeń? Pomoże on mi mojej
ranie szybciej się zagoić oraz zregeneruje moją straconą energię.
~Dla
ciebie wszystko moja droga. ~ Czarny wilk zbliżył
się do niej. ~ Pomogę ci, nawet gdyby mój jeździec się ode mnie
odwrócił. ~ W jego słowach była szczypta prawdy, wierzyła mu i ufała,
lecz czasami można się zawieść …
Czarny
wilk oddalił się od niej na niewielką odległość. Nie mógł
zostawić jej samej, inaczej umrze, a on wtedy zawiedzie. Z uwagą i
dokładną starannością poszukiwał ów korzenia, jednak na próżno.
Jego przygłuszone zmysły po zmianie postaci w wilcze oblicze nie
pozwalały mu na dokładniejsze zbadanie terenu. Postanowił się
oddalić, ale na niezbyt dużą odległość, po chwili w oczy
rzuciło mu się coś zupełnie innego niż jego wyszukiwany korzeń.
Pod wielkim starym drzewem rosła mała roślinka o malutkich żółtych
kwiatkach. Słoneczne ziele rozpościerało się pod korzeniami
starego drzewa. Miały one niesamowite właściwości lecznicze.
Prawdopodobnie jeżeli ranna Ereana spożyje tą roślinę, powinna
stanąć na nogi już dziś wieczorem, a to znacznie przyśpieszy ich
podróż. Jednak swą prawdziwą postać będą musieli zachować w
tajemnicy, ich smocza aura może zostać wykryta przez jakiego
czarodzieja, bądź maga. Lubił tą młodą smoczycę, jako
najstarszy z ich trójki to z nią najlepiej się dogadywał, ale nic
nie trwa wiecznie. W końcu go znienawidzi tak samo jak tamten
bursztynowy maluszek… Jak zwykle jego cyniczne odniesienie się do
tamtego smoka wywarło jego duszy uśmiech, lubił się z nim
przekomarzać i go drażnić. Ostrożnie zerwał ziele i popędził
do swojej konającej przyjaciółki. Erena przybrała swoją
naturalną postać, jej rana szpeciła białą szyję pokrytą białą
łuską. Ona już do końca życia wśród tych udomowionych smoków
może stracić wszelaki szacunek. Wyszukane towarzystwo, zniszczone
do cna i pozbawione smoczego rozumu, nie uznawało blizn na ciele
smoka, praktycznie niczego nie uznawało, to były takie domowe
smoczki, które posmakowały bogactwa i jedzenia wiecznie
dostarczanego pod sam nos.
~
Mam ziele, korzonka nie było.~ oznajmił czarny wilk kładąc pod
prawie sam pysk smoczycy roślinę. Ta zaś z wielkim trudem
dźwignęła się i obwąchawszy kwiat, zjadła, kłapiąc przy tym
głośno szczęką. Potem opadła z wielkim hukiem, przymykając
gadzie oczy zaczęła ze swych nozdrzy puszczać opary dymu.
~
Wybacz, ale nie miałam siły utrzymać wilczej postaci. Mógłbyś
obejrzeć moje prawe skrzydło? ~ Na tą prośbę Ereana rozwinęła
je. Marg bez słowa podszedł i dokładnie zaczął badać
rozpostarte skrzydło. To co zobaczył nie zadowoliło go…
Wielka
błona na skrzydle umożliwiająca latanie, została rozerwana.
~
Ereana, ty…
***
Tego
dnia Yena z niesmakiem wstała z łoża. Trzy godziny snu tym razem
nie okazały się dla niej zbyt pomyślne. Zaspana udała się do
swojej łaźni, gdzie czekała na nią już ciepła kąpiel w dużej
wannie z drogiego materiału kamiennego, o niezwykłym połysku i
gładkiej powierzchni. Służki dokładnie dostosowały się pod jej
harmonogram dnia. Zrzucając z siebie koszule nocną ostrożnie
weszła do wody, a potem zanurzyła się pod wodą, Po zażyciu
kąpieli i nasmarowaniu się wieloma olejkami i kremami, wysuszona i
ubrana wyszła z komnaty kierując się w stronę swojej pracowni
alchemicznej, gdzie spodziewała się zastać starego znajomego.
Schodząc po schodach do ciemnego pomieszczenia rzekła dwa słowa:
-
Meten luto. - Jej głos rozbrzmiał się echem, po czym panujące
ciemności odeszły w niepamięć. Całe ciemne pomieszczenie
natychmiast ogarnęła jasność bijąca ze strony Yeny. To był
chyba jedyny nieszkodliwy czar jaki znała. Ze złośliwym uśmiechem
podeszła do stołu.
-
No i co mały Elakonie, nie uciekłeś mi jeszcze. - powiedziała,
czekając na odpowiedź swego więźnia. Jednak nie dostając jej
spojrzał na miejsce gdzie powinien się znajdować przeklęty
czarodziej. Twarz białowłosej piękności oszpecił uśmiech
najczystszego oblicza zła. Gdzie jest Media, trzeba natychmiast
powiadomić o ucieczce więźnia.
-
A jednak cię nie doceniłam. Jak zwykle potrafisz zaskoczyć. -
odparła klaszcząc w ręce. - To nic, niedługo znowu się spotkamy.
~
Media przyjdź do laboratorium, mam dla ciebie zadanie. ~ czekając
na odpowiedź swojej podwładnej, powtórzyła żądanie nadal bez
skutku. Zdenerwowana udała się do jej komnaty, która znajdowała
się nieopodal. Wchodząc do niej liczyła na spotkanie z Medią,
jednak panował tu pustak. Nikogo nie było, rzeczy jej podwładnej
również zniknęły. Do białowłosej zaczęło docierać co się
stało, z Medią. Nie ma ani jej, ani jego. Na bladej twarzy zaczęły
pojawiać się rumieńce od wzburzenia i nagłego przypływu złości.
-
AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA!!! - wrzasnęła przeciągle ciskając
magicznymi błyskawicami we wszystkie strony pokoju. Wielki hałas
jaki przy tym towarzyszył natychmiast skupił dookoła widowisko,
jednak zebrani widząc swą przyszłą królową natychmiast umykali
w obawie prze niespodziewaną karą.
-Dopadnę
was, a wtedy pożałujesz tej zdrady, ty… - Białowłosa piękność
pisnęła ze złości, a potem ponownie zaczęła demolować pokój.
Odległość między linijkami (nie pamiętam jak się nazywała) trochę przeszkadza w czytaniu, bo tekst na siebie wchodzi :/.
OdpowiedzUsuńPrzechodząc do komentowania... Niewiele w tym rozdziale się działo, ale wygląda mi na to, że "coś" się szykuje. Czyżby Biała Smoczyca i Czarny Smok mieli natrafić na Medie i czarodzieja? Byłoby ciekawie :).
Pozdrawiam i czekam na ciąg dalszy,
Merc.
http://runicalblade-trilogy.blogspot.com/